Człowiek, który sfotografował moment eksplozji pocisku kal. 600 mm...

2024-07-30 17:32

Te kilka fotografii zyskało mianoi ikon Powstania Warszawskiego. Kto się zna na fotografowaniu, to wie, że uchwycić taki moment – sprzętem bez autofokusa, który nie strzelaja serią kilkunastu zdjęć na sekundę – to znaczy mieć szczęście. Albo: że jest się dobrym fotografem. Albo też jedno i drugie. Zdjęcia ukazujące eksplozję gigantycznego pocisku w najwyższym budynku ówczesnej Warszawy, to po prostu „mistrzostwo świata”. Ich autorem jest Sylwester „Krisa” Braun (1909-1996); człowiek, które utrwalał na fotografiach życie powstańczej stolicy. Można je oglądać (od 30 lipca) w Muzeum Warszawy…

SYLWESTER „KRIS” BRAUN. FOTOGRAF OD POWSTANIA

Ile można było zrobić zdjęć z eksplozji dwutonowego pocisku, rozwalającego wieżowiec górujący (16 pięter, 66 m wysokości) nad Warszawą? Góra kilka. Archiwum powstańczego fotoreportera, bo chyba takim mianem można określić „Krisa”, to 1538 zdjęć. Na wystawie („Sylwester „Kris” Braun. Fotograf od powstania”) prezentowanych jest 60 zdjęć. To dwie rolki błony małoobrazkowej, albo góra pięć – zwojowej. Ponad 200 jest w wydanym okolicznościoo albumie.

Mówi kurator wystawy i współautor albumu, Piotr Głogowski:

– Na zdjęciach prezentowanych na wystawie Braun uwiecznił codzienność powstańczej stolicy. To zdjęcia ze Śródmieścia Północnego i Południowego. Zachował się też fragment rolki z Czerniakowa, gdzie fotograf dotarł w ostatniej chwili, myślał by przejść na Starówkę, ale to było bardzo trudne, więc tylko fotografował z dachu łuny pożarów nad nią. Chodził swoimi utartymi ścieżkami, powstańcy go rozpoznawali, miał zaprzyjaźnione oddziały, którym przynosił wiadomości z miasta, pokazywał zdjęcia…

Sylwester Braun, warszawiak z urodzenia, z wykształcenia był geodetą. Pracował w Biurze Planowania Miasta i był pasjonatem (na amatorski użytek – fotografował zniszczenia stolicy we wrześniu 1939 r.) fotografii. Nie chcą pracować dla Niemców, porzucił robotę w magistracie na rzecz zawodowego fotografowania. Gdy wybuchło Powstanie, z odpowiednimi pozwoleniami z Biura Informacji i Propagandy AK, ruszył z aparatami do akcji i dokumentował walki.

Danuta Dworakowska wspomina powstanie. „We śnie widzę walące się domy”

PODCZAS POWSTANIA WYKONAŁ TRZY TYSIĄCE FOTEK

Fotoreporter „Kris” opowiadał, że w Powstaniu wykonał ok. 3 tys. zdjęć, z których zachowało się – jak już było wspominane – 1538.

– I właściwie nie było do końca wiadomo, co się stało z resztą. Braun nigdy wyraźnie nie powiedział w jaki sposób zaginęły, przechodził nad tym do porządku dziennego, co było tym bardziej zaskakujące, że całe życie bardzo pilnował swojej kolekcji. I dzięki relacjom Berty (współpracowniczki „Krisa” – Portal Obronny) udało się rozwikłać tę zagadkę. Otóż znaczna część filmów Brauna nie została już nawet wywoływana we wrześniu 1944 r. Po upadku Powiśla, gdzie miał swoje mieszkanie i laboratorium, przeniósł się na Marszałkowską 53a, gdzie Berta mieszkała w czasie okupacji. I tam w piwnicy kamienicy zakopali ukryte w słojach wszystkie filmy i aparaty fotograficzne – relacjonuje komisarz wystawy.

Niewywołane negatywy Braunowi i jego asystentce udało się odzyskać po wojnie. Ich losy, drogę na zachód opisano w okolicznościowym albumie.

Dziś, w dobie powszechnej fotografii cyfrowej, dorobek „Kris” niedzielnym fotografom pewnie nie zaimponuje. Warto wiedzieć, że zdjęcia wówczas nie robiły się same i z automatu. Błony światłoczułe były tak samo deficytowe, jak amunicja do karabinów. Każdy „strzał” musiał być celny!

KARL-GERÄT 040 – MIOTACZ 2-TONOWYCH POCISKÓW KAL. 600 MM

Drapacz chmur (wybudowano go w 1934 r. i był do 28 sierpnia 1944 r. drugim w kolejności najwyższym (66 m) budynkiem w Europie, skrócił znacznie pocisk wystrzelony z 60-cm Karl-Gerät 040. To był samobieżny moździerz skonstruowany (przez Rheinmetall-Borsig) do niszczenia bunkrów Linii Maginota. Wyprodukowano, poza prototypem, zaledwie sześć sztuk tej broni.

Samobieżność tego moździerza była mocno ograniczona, bo całość ważyła prawie 124 tony, więc „Karl” poruszał się maksymalnie z prędkością piechura (niektóre źródła podają, że mógł jechać z szybkością „aż” 10 km/h). Na pozycje do Warszawy moździerz dotarł 15 sierpnia i był przez trzy dni gotowany do użycia. Obsługiwała go 16-osobowa załoga. W Warszawę wystrzelono z niego kilkadziesiąt pocisków. Wylatywały z lufy o długości 8,6 kalibrów z szybkością ok. 200 m/s (jak z śrut z wiatrówki). Maksymalnie na odległość od 3 km do 6,5 km – w zależności od rodzaju pocisków i warunków atomsferycznych.

Prawie co czwarty nie eksplodował. 17 niewybuchów saperzy rozbroili dopiero po wojnie. W sierpniu jeden z pocisków trafił w budynek, w który mieściła się słynna restauracja „Adria”. Przebił, co miał do przebicia i zatrzymał się, bez eksplozji, w piwnicy. Przydał się powstańcom materiał wybuchowy. Oni wypatroszyli pocisk, zostawili skorupę, odnaleziono ją w latach 60 i powiększyła zbiory Muzeum Wojska Polskiego.

28 sierpnia dwa pociski trafiły w drapacz chmur Towarzystwa Ubezpieczeniowego „Prudential”. Jeden eksplodował na szczycie niszcząc go i poważnie uszkadzając konstrukcje budynku. Gmach odchylił się od pionu. Drugi, już niewybuch, powstańcy odnaleźli w piwnicach wieżowca.

„Karl” mógł strzelać pociskami:

• odłamkowo-burzącymi (o masie 1250 kg, z czego 460 kg stanowiły materiały wybuchowe),

• lekkimi przeciwbetonowymi (1700 kg – tym 280 kg materiału wybuchowego),

• ciężkimi przeciwbetonowymi (2170 kg – w tym 348 kg materiału wybuchowego).

Krater po wybuchu pierwszego pocisku miał 5 metrów głębokości i 15 metrów średnicy. Te stricte burzące przebijały do 3,5 m żelbetu i 400 mm stali pancernej...

Sonda
Czy Powstanie Warszawskie musiało wybuchnąć?
Listen on Spreaker.