Marek Budzisz o białoruskich śmigłowcach nad Białowieżą
Do incydentu nad Polską doszło we wtorek, 1 sierpnia. Początkowo polskie Ministerstwo Obrony Narodowej poinformowało, że nie doszło do naruszenia naszej strefy powietrznej, a białoruskie manewry były zgłoszone przez Mińsk. Dopiero później, w oficjalnym komunikacie zamieszczonym na stronie resortu obrony, przyznano, że faktycznie dwa białoruskie helikoptery naruszyły granicę. Według relacji świadków, maszyny wleciały w głąb na ok. 3 kilometry i znajdowały się ok. 200-300 metrów nad dachami budynków. Zdaniem Marka Budzisza, analityka i badacza przestrzeni postsowieckiej ze Strategy & Future oraz eksperta Portalu Obronnego, nie ma mowy o żadnym przypadku i takie działanie było jak najbardziej celowe. - Trzeba zwrócić uwagę, że tego dnia Łukaszenka przebywał blisko granicy, spotykał się z mieszkańcami rejonu białowieskiego i odnosił się do kwestii wagnerowców. W związku z tym to nie jest przypadek, to jest ciągłe sprawdzanie naszej zdolności do reakcji, tego jak się zachowujemy, jak reagujemy w sytuacji pewnego narastającego zagrożenia. To próba zbudowania poczucia zagrożenia - analizował gość programu "Raport Złotorowicza".
Ekspert: Tego rodzaju wydarzenia będą się powtarzały, a być może nawet będą eskalowały
Marek Budzisz odniósł się również do słów Aleksandra Łukaszenki, który zadziwił i stwierdził, że najemnicy z Grupy Wagnera mogą zostać w jego kraju, by tam służyć. Jednak zdaniem eksperta, utrzymanie Grupy Wagnera zdecydowanie przewyższa możliwości naszego wschodniego sąsiada. - Nie można wykluczyć, że Łukaszenka będzie chciał spożytkować doświadczenia wagnerowców na kontynencie afrykańskim, dlatego że Białoruś ma tam swoje interesy - ocenił ekspert Portalu Obronnego. - Jedno w moim odczuciu jest zasadniczo istotne. My musimy być przygotowani, zarówno na poziomie społecznym, jak i na poziomie organów władzy, na to, że tego rodzaju wydarzenia będą się powtarzały, a być może nawet będą eskalowały - przestrzegł Marek Budzisz.