Błaszczak: Jeszcze dwie eskadry samolotów wielozadaniowych są nam potrzebne. Pytamy jakich samolotów i czy na pewno?

2023-09-15 12:20

„Przynajmniej jeszcze dwie eskadry samolotów wielozadaniowych są nam potrzebne. Jakie to będą samoloty? Pracujemy nad tym” – powiedział minister obrony Mariusz Błaszczak w wywiadzie dla Radia dla Ciebie. Nie jest to informacja nowa, ale nieodmiennie budzi wątpliwości. Po pierwsze co do kosztów i możliwości takiego zakupu. Po drugie dlatego, że pomija inne możliwości zwiększenia potencjału obecnie posiadanej floty oraz ograniczenia personelowe i infrastrukturalne.

Spis treści

  1. Dwie możliwości uzupełnienia?
  2. Trzy nowości, trzy strony świata
  3. Trzecia droga – zwielokrotnienie obecnych możliwościach
  4. Ludzie, czas, pieniądze...

Deklaracja ministra jest kolejnym rozwinięciem wypowiedzi wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego, który już w ubiegłym roku stwierdził - "Będą samoloty — zarówno F-35 jak i samoloty przewagi powietrznej". Szef MON również wielokrotnie podkreślał, że zakup 48 koreańskich samolotów szkolno-bojowych KAI FA-50 to „nie jest nasze ostatnie słowo”. Po raz kolejny potwierdził to 14 września na antenie Radia dla Ciebie.

„Wzmacniamy siły powietrzne” – zadeklarował kategorycznie minister Błaszczak, wyliczając jednocześnie - „Posiadamy 48 F-16, zamówionych mamy 32 F-35. Już w przyszłym roku pierwsze egzemplarze będą w rękach polskich pilotów. Zamówionych mamy 48 FA-50, 12 spośród tych samolotów w tym roku będzie.” - To łącznie 80 myśliwców wielozadaniowych i 48 naddźwiękowych maszyn szkolno-bojowych, którymi będą dysponować Siły Powietrzne RP w najbliższych latach „Ale to jeszcze zbyt mało” - uważa szef MON, i deklaruje - „Przynajmniej jeszcze dwie eskadry rzeczywiście samolotów wielozadaniowych są nam potrzebne. Jakie to będą samoloty? Pracujemy nad tym”.

Niestety, na czym polegają te prace na dzień dzisiejszy nie wiemy. Ministerstwo Obrony Narodowej nie ma obecnie w zwyczaju udzielać takich informacji, pozostają nam więc domysły. Jakie są dostępne opcje?

Dwie możliwości uzupełnienia?

Najbardziej logiczne wydaje się uzupełnienie floty samolotami, które Polska już posiada na wyposażeniu sił zbrojnych lub wprowadza do służby. Mówimy oczywiście o myśliwcach F-16 i F-35. Pierwsze z nich są już w służbie od lat i osiągnęły gotowość operacyjną, Siły Powietrzne RP posiadają też doświadczenie, infrastrukturę i sprawdzony system eksploatacji F-16.

Co równie istotne, w najbliższych latach samoloty F-16C/D Block 52+ które latają w polskich barwach powinny przejść modernizację w ramach tak zwanego MLU (ang. Mid-Life Upgrade), którego celem jest przedłużenie eksploatacji i wymiana wyposażenia oraz uzbrojenia na odpowiadające obecnym i przyszłym potrzebom pola walki. W przypadku polskich maszyn, jednych z najnowocześniejszych w Europie, chodzi przede wszystkim o wymianę radaru na stający się powoli standardem radar z elektronicznym kształtowaniem wiązki AESA oraz unowocześnienie awioniki.

Krótko mówiąc, podniesienie maszyn do standardu F-16V, który jest zbliżony do produkowanej obecnie najnowszej wersji F-16 Block 70/72. W tej sytuacji logiczne wydaje się pozyskanie maszyn właśnie typu F-16 Block 70, które niebawem maja trafić m.in. na uzbrojenie sił powietrznych Słowacji i Bułgarii. Problemem jest jednak długi czas oczekiwania, gdyż obecnie klienci czekają na dostawę około 140 samolotów F-16 Block 70/72 a pierwszy został oblatany na początku bieżącego roku.

Paradoksalnie, szybciej i niewiele drożej mogą być dostępne dla Polski kolejne samoloty F-35A Lightning II. Pierwszy z już zamówionych samolotów tego typu ma być dostarczony już w 2025 roku. Jeśli zamówimy kolejne maszyny, ich dostawa również potrwa kilka lat, ale będzie to okres krótszy niż w przypadku F-16, gdyż pomimo pewnych opóźnień w dostawach produkcja stale rośnie i obecnie oscyluje wokół 140 maszyn F-35 różnych wersji.

Trzy nowości, trzy strony świata

Osobliwie deklaracja ministra zbiega się z deklaracją koncernu Boeing o ofercie ciężkich samolotów wielozadaniowych F-15EX Eagle II dla Polski. Jest to maszyna, będąca rozwinięciem i następcą w USAF samolotów wielozadaniowych F-15E i myśliwców przewagi powietrznej F-15C. Dotąd powstały 3 prototypy i trwa uruchamianie produkcji seryjnej. Maszyny te wraz z F-35 mają stanowić w przyszłości trzon amerykańskich sił powietrznych. Szerzej temat F-15EX i oferty dla Polski opisaliśmy w niedawnej relacji z kieleckiego MSPO, więc zachęcam do zapoznania się z tym artykułem.

Samolot F-15EX dzieli wiele rozwiązań z samolotami 5. generacji, takich jak systemy wymiany danych, najnowsza awionika i sensory, w tym radar AESA oraz środki aktywnej i pasywnej walk elektronicznej. Nie posiada on jednak zdolności stealth, dlatego zaliczany generację 4+, czy 4,5 jak jest ona czasem określana. Do tej samej kategorii należy też oferowany od lat przez konsorcjum Eurofighter samolot Typhoon. Obie te konstrukcje to dwusilnikowe, ciężkie samoloty wielozadaniowe, które równoważą brak stealth systemami aktywnej walki elektronicznej oraz znacznie większą ilością przenoszonego uzbrojenia.

Eurofighter jest już produkowany seryjnie i znajduje się na uzbrojeniu sił zbrojnych kilku krajów, w odróżnieniu od F-15EX. Europejski myśliwiec wielozadaniowy jest rozwijany i modernizowany od wielu lat, a każda kolejna wersja posiada większe możliwości operacyjne. Jest efektem współpracy Niemiec, Wielkiej Brytanii, Włoch i Hiszpanii, a kraje te są głównymi użytkownikami. Producent nie kryje też, że w przypadku zakupu, Polska może stać się piątym krajem zaangażowanym w produkcję i rozwój tej konstrukcji.

Prototyp samolotu KF-21 Boramae

i

Autor: KAI

Obok samolotu nowej generacji NGF, opracowywanego dla Europy, Eurofighter stanowi integralny element systemu Future Combat Air System (FCAS) który ma stanowić przyszłość europejskich sił powietrznych, łącząc sieciocentryczność z zastosowaniem współpracujących maszyn załogowych i bezzałogowych. Wadą tej opcji jest natomiast znaczny koszt eksploatacji, który znacznie przewyższa koszt godziny lotu F-16, a nawet F-35. Trudno powiedzieć, jak będzie się on kształtował względem F-15EX, ale nie jest wykluczone, że również ta amerykańska maszyna okaże się tańsza w użyciu.

Trzeci i obecnie najbardziej futurystyczny wariant, to wejście Polski do koreańskiego programu KF-21 Boramae. Niektórzy przekonują, że zakup FA-50 to część takiej wiązanej transakcji, w której nasz kraj kupiłby koreańskie myśliwce 5 generacji. Jest to jednak mało prawdopodobna opcja. Przede wszystkim dlatego, że całkiem niedawno oblatano prototyp tego myśliwca w wersji Block 1, która będzie jeszcze rozwijana. Z jednej strony byłby to projekt długoterminowy i na KF-21 przyszłoby nam czekać najdłużej. Z drugiej jednak strony polskie firmy mogłyby zostać włączone do tego programu w obecnej fazie i docelowo brać udział w produkcji samolotów 5. generacji. Wymagałoby to poważnych uzgodnień zarówno na poziomie rządowym, wojskowym jak też przemysłowym. Istnieją jednak dość silne sygnały, że Korea może być zainteresowana takimi działaniami.

Trzecia droga – zwielokrotnienie obecnych możliwościach

Bardzo mnie osobiście dziwi to, że w debacie tak rzadko pojawia się wątek tak zwanych „force multiplier” – używam tego anglojęzycznego zwrotu, ponieważ mnożnik czy też multiplikator siły brzmi nieco osobliwie. Ten angielski termin oznacza środki, które pozwalają zwiększyć możliwości posiadanych sił bez zwiększenia ich liczebności. Brzmi skomplikowanie? Odpowiedź jest bardzo prosta – to na przykład samoloty wczesnego ostrzegania i latające tankowce.

Te pierwsze Polska pozyskała i niebawem trafią do nas używane, szwedzkie maszyny Saab 340 AEW&C, czyli samoloty wczesnego ostrzegania i dowodzenia. Szerzej pisaliśmy już o ich możliwościach, więc przypomnę krótko – pozwalają one lepiej wykorzystać siły dzięki zwiększeniu świadomości sytuacyjnej. Na przykład pozwalają wcześniej wykryć samoloty przeciwnika czy nadlatujące pociski dalekiego zasięgu, ale również pozwalają na śledzenie jego sił naziemnych czy obrony powietrznej. Pozwala to lepiej wykorzystać posiadane środki a często również ograniczyć straty.

Drugi temat, o którym niestety jest cicho od 2016 roku, gdy Polska zrezygnowała z udziału w międzynarodowym programie, to samoloty do tankowania w powietrzu. Samoloty tego typu jak sama nazwa wskazuje, pozwalają na uzupełnienie zapasu paliwa. Zwiększa to możliwości bojowe na kilka sposobów. Po pierwsze, samolot może pozostawać w powietrzu znacznie dłużej, realizując np. misje patrolowe czy też operować w większej odległości od bazy. Maszyna nieobciążona dodatkowymi zbiornikami ma też lepsze osiągi, a zwłaszcza zwrotność i przyspieszenie, co jest szczególnie ważne w misjach myśliwskich.

Po drugie, tankując w powietrzu, można zmniejszyć zapas paliwa, z jakim startuje samolot. Z jednej strony pozwala to zwiększyć ilość przenoszonego uzbrojenia, z drugiej zmniejszyć masę podczas startu. Jest to szczególnie przydatne podczas przenoszenia szczególne ciężkich środków bojowych, takich jak pociski manewrujące, które wraz z odpowiednim zapasem paliwa do realizacji całej misji mogłyby przekraczać dopuszczalne parametry.

Po trzecie zaś, przynajmniej w teorii, samolot może wykonać podczas jednego lotu większą ilość zadań. Z jednej strony, po prostu latając dłużej. Z drugiej, osiągają wyższe parametry lotu i spalając mniej paliwa, choćby dzięki mniejszej masie i oporowi aerodynamicznemu. Można więc wyobrazić sobie, że samolot wielozadaniowy zabierający podczas misji wsparcia wojsk naziemnych czy wystrzeliwujący pociski manewrujące, może pozostać w powietrzu w roli myśliwca przechwytującego, korzystając z przenoszonych w tej misji pocisków powietrze-powietrze.

Saab 340 AEW

i

Autor: SAAB/materiał prasowy

Oczywiście często słyszę argument, że latające tankowce mogą nam użyczyć sojusznicy. Zapominają oni jednak, że również samoloty sojuszników korzystają z tych dobrodziejstw, jakie dają tankowce powietrzne. Dlatego w pierwszej kolejności będą one działać na rzecz własnego lotnictwa, co przy zaangażowaniu sił NATO w konflikt, może spowodować, że brak własnych maszyn tego typu mocno ograniczy zdolności polskich sił powietrznych.

Ludzie, czas, pieniądze...

Nie poruszyłem tutaj jeszcze dwóch ważnych ograniczeń planów ministra Błaszczaka. Z jednej strony są to koszty. Samoloty, o których mówimy kosztują 70-80 mln dolarów lub więcej za egzemplarz. Jest to więc spore wyzwanie, równoległe z innymi ambitnymi i kosztownymi programami, jak 500 wyrzutni HIMARS czy setki czołgów Abrams i K2. Bardziej jednak martwi mnie inne ograniczenie – ludzkie. Już obecnie polskie lotnictwo boryka się z problemem niedostatecznej liczby personelu. Zarówno latającego jak i naziemnego. Sytuacja ta realnie ogranicza możliwości operacyjne już obecnie. Należy więc najpierw znaleźć systemowe rozwiązanie tego problemu, zanim pomyślimy o zakupie kolejnych samolotów bojowych, szczególnie gdy w najbliższych latach ma nastąpić dostawa łącznie 80 maszyn F-35 i FA-50. Należy mieć nadzieję, że MON pracuje już nad rozwiązaniem tych wyzwań i rozważy wszystkie potrzeby, ryzyka i możliwości, zanim zdecyduje się na kolejny zakup sprzętu bojowego.Czego sobie i państwu życzę.

Sonda
Jakich samolotów potrzebuje dziś najbardziej Polska?