Kierujący Grupą czerpać zdają się wzory z sowieckich sztrafbatów, do których werbowano – w czasie II WŚ – więźniów kryminalnych i politycznych. Z tą różnicą, że teraz biorą do niej tylko kryminalistów, którzy – jak członkowie sowieckich batalionów karnych – pełnią rolę mięsa armatniego rozpoznającego przeciwnika walką. Przez sztrafbaty przeszło ponad 420 tys. sztrafników, tak nazywano tych żołnierzy. Kierowani byli na najtrudniejsze odcinki frontu wykonując najczęściej tzw. rozpoznanie bojem. Polegało to mniej więcej na tym, że kierowano batalion na pozycje niemieckie, te przetrzebiały atakujących, ale oddziały liniowe wiedziały już, gdzie skrywa się wróg. Podobnie dziś działa Grupa Wagnera. Ilu zeków (kryminalistów), którzy zdecydowali się walczyć na froncie ukraińskim w zamian za darowanie odsiadki, udało się zwerbować do Grupy Wagnera? Dane o tym są szacunkowe.
Wolny portal rosyjski Mediazona podaje, że według oficjalnych danych tylko we wrześniu i październiku (gdy rozpoczął się werbunek) z koloni karnych ubyło 23 tys. skazanych. Według źródeł amerykańskich, na które powołuje się Mediazona, obecnie w Grupie Wagnera jest 50 tys. żołnierzy, z czego 40 tys. to najemnicy-kryminaliści. Oficjalnie potwierdzono, że zginęło 567 takich rekrutów. Według Mediazony rekrutacja w koloniach nadal jest prowadzona, tyle że zainteresowanie zamianą wyrok na służbę (po pól roku bytności na froncie) w Grupie Wagnera (lepiej opłacaną niż w przypadku kontraktowych żołnierzy Sił Zbrojnych Federacji Rosyjskiej, oficjalnie w jej składzie nie ma Wagnera) jest coraz mniejsze.
„Od końca ubiegłego roku rekruterzy z PKW Wagner po raz drugi przyjeżdżają do kolonii, gdzie latem lub jesienią rekrutowali już ochotników na wojnę na Ukrainie. Ale teraz nie jest to takie uroczyste: cała kolonia nie ustawia się już na placu apelowym, a sam Jewgienij Prigożyn (założyciel Grupy) nie przybywa już helikopterem, ale wysyła rekruterów niższej rangi. Więźniowie przestali też wierzyć w obietnice wagnerowców: wiadomości w mediach i rozmowy telefoniczne z rekrutami przekonały wielu, że na froncie nie wszystko jest „tak cudownie”, jak mówi założyciel Wagnera i jego podwładni”. Jeden z takich zrekrutowanych w rozmowie z portalem powiedział, że 20 proc. z tych, co poszli z jego kolonii na wojnę, już nie żyje.
Podobnie, jak było w drugowojennych strafbatach, tak i w Grupie Wagnera nie toleruje się poddawania, a tym bardziej przechodzenia na stronę przeciwnika. Możliwe, że na zmniejszenie zainteresowania taką służbą wśród zeków ma szeroko nagłośniony przypadek Jewgienija Nużyna. Tenże (odsiadujący końcówkę wyroku za morderstwo) poddał się Ukraińcom i udzielił wywiadu ukraińskim dziennikarzom. Wrócił do swoich w ramach wymiany jeńców. Zginął od uderzenia młotem, bo podobno tak się karze w Grupie Wagnera zdrajców. W czasie II wojny światowej do cofających się sztrafników strzelały z ckm-ów oddziały zaporowe NKWD. Teraz „maksimy” zastąpiono młotami.