Jak przezwyciężyć kryzys rekrutacyjny w amerykańskich siłach zbrojnych?

2024-08-31 6:45

Jakie są źródła kryzysu rekrutacyjnego w amerykańskiej armii? Ryan Pallas, oficer Marines, sformułował w portalu War on the Rocks (zajmującym się tematyką wojskową) ciekawą tezę, która warta jest, aby zwrócić nań uwagę. Otóż, jego zdaniem, w amerykańskich siłach zbrojnych, po II wojnie światowej, można było zaobserwować twa trendy: zmniejszenie liczebne i zaostrzenie kryteriów przyjęcia do wojska.

US Army

i

Autor: shutterstock

Spis treści

  1. Demobilizacja, cięcie wydatków i zaostrzenie kryteriów dla przyszłych żołnierzy US Army
  2. Siły zbrojne w USA zawsze borykały się z kryzysami rekrutacyjnymi
  3. Pentagon premiuje specjalistów bardziej niż zwykłych żołnierzy
  4. Demografia znacznie pogarsza możliwości rekrutacyjne do armii amerykańskiej
  5. Dlaczego kryzys rekrutacyjny w amerykańskich siłach zbrojnych będzie się pogłębiał?

Demobilizacja, cięcie wydatków i zaostrzenie kryteriów dla przyszłych żołnierzy US Army

Po pierwsze, w związku z demobilizacją nastąpiło zmniejszenie armii liczebne, ale również cięcie wydatków na armię, bo nie było potrzeby przeznaczać na jej utrzymanie takich samych, czy choćby porównywalnych środków. W związku z taką sytuacją zarysował się drugi trend. Otóż nie mogąc stawiać na „ilość”, siły zbrojne musiały skoncentrować się na „jakości”, co w praktyce oznaczało zaostrzenie kryteriów, po spełnieniu których można było stać się żołnierzem. Rosły wymagania stawiane ochotnikom, zarówno jeśli brać pod uwagę poziom ich wykształcenia, jak i testy sprawności fizycznej.

Zdaniem Pallasa, ten zdawałoby się zdroworozsądkowy zwrot w stronę „jakości” - w dłuższej perspektywie okazał się dla amerykańskich sił zbrojnych jednak zabójczy. Dlaczego? Po pierwsze położenie nacisku na sprawność fizyczną jako pierwsze kryterium rekrutowania do armii ochotniczej jest o tyle nieporozumieniem, że w związku ze wzrastającą technicyzacją współczesnych sił zbrojnych wojsko w nie mniejszym stopniu co sprawnych fizycznie rekrutów potrzebuje takich, którzy cechują się „inteligencją i umiejętnościami technicznymi.” Często we współczesnej armii trzeba być zarówno sprawnym fizycznie, jak i mieć odpowiednie predyspozycje i umiejętności nauczenia się obsługi nowoczesnego sprzętu.

Siły zbrojne w USA zawsze borykały się z kryzysami rekrutacyjnymi

Jednak nie zawsze jest to niezbędne. Brian McAllister Linn, na łamach periodyku "Parameters", który wydawany jest przez US Army War College, zwrócił uwagę, na to, że historycznie amerykańskie siły zbrojne zawsze borykały się z kryzysami rekrutacyjnymi o różnej skali. Wynikało to z faktu, że musiały konkurować o wykształconych i na wysokim poziomie kwalifikacji specjalistów z firmami cywilnymi, a nie zawsze sytuacja gospodarcza pomagała wojskowym rekruterom. W czasach kryzysu i rosnącego bezrobocia liczbą chętnych była większa, a w okresach koniunktury siły zbrojne najczęściej przegrywały rywalizację z cywilnymi pracodawcami.

Wynikało to zarówno z ograniczeń budżetowych, z jakimi musiała mierzyć się armia, jak i z faktu, że w każdej populacji, jak zauważył McAllister Linn, zawsze mniejszość uważa, iż kariera żołnierska jest dla nich stworzona. Rosnąca liczba chętnych do służby wojskowej w czasach kryzysu powoduje powstanie jeszcze jednego problemu, który związany jest z motywacją. Jeśli bowiem rekruci szukają w siłach zbrojnych stabilnego i finansowo atrakcyjnego pracodawcy, to niekoniecznie musi to oznaczać, że do wojska trafią ludzie chcący walczyć, a nawet poświęcić swoje życie dla ojczyzny.

Wojsko upodabnia się w efekcie do organizacji cywilnej, w której akcentuje się takie wartości jak: ścieżka kariery zawodowej czy możliwość podniesienia specjalistycznych i przydatnych również na rynku cywilnym umiejętności, a maleje znaczenie tego, co określamy mianem etosu wojskowego.

Garda - Gen. Nowak o F-35

Pentagon premiuje specjalistów bardziej niż zwykłych żołnierzy

W realiach amerykańskich odnotowano jeszcze jedno zjawisko. Otóż konkurując z firmami cywilnymi, w pozyskaniu dobrze wykształconych specjalistów, Pentagon doprowadził do zróżnicowania wynagrodzeń, lepiej premiując - również w zakresie polityki awansów, ale przede wszystkim finansowo - specjalistów niż zwykłych żołnierzy, przysłowiowych piechurów czy strzelców.

Zarówno Pallas, jak i McAllister Linn piszą też, iż kryzys rekrutacyjny nie wynika z tego, że brakuje ochotników, bo ci są, ale z faktu stosowania zawyżonych kryteriów. Z grubsza armia składa się z tych, którzy będą walczyć na pierwszej linii i oni z pewnością muszą być sprawni fizycznie oraz ze służących na tyłach. Jeśli brać pod uwagę służby logistyczne, magazynowe, całą administracyjną machinę obsługującą siły zbrojne, to nie ma potrzeby, ich zdaniem, aplikować w tym wypadku wyśrubowanych kryteriów sprawnościowych. Pallas zwraca też uwagę na fakt, że te nie mogą znacząco odstawać od tego, co można byłoby określić „średnim stanem” społeczeństwa. „Przez zwiększanie standardów – zauważa - służby nieumyślnie zawęziły pulę dostępnych kandydatów, spośród których mogą rekrutować.”

Nie chodzi w tym wypadku o obniżenie wymagań, takie odczytanie intencji autora artykułu byłoby błędne, ale ich zróżnicowanie, tak, aby w przypadku tych, którzy będą bardziej walczyć „głową”, zwracać uwagę na inteligencję i formalne wykształcenie, a dla chcących służyć w przysłowiowych okopach nadal utrzymać kryteria związane ze sprawnością fizyczną. Funkcjonowanie dotychczasowego systemu staje się bowiem niezwykle kosztowne i jest jednym ze źródeł kryzysu rekrutacyjnego, ale także związanego z utrzymanie (retention) w służbie tych, którzy zdecydowali się na karierę w wojsku.

W amerykańskich realiach trzeba, jak relacjonował jeszcze w 2016 roku Brad Carson, podsekretarz stanu odpowiadający w Pentagonie za system rekrutacji, odbyć 16 mln kontaktów, aby pozyskać 60 tys. tych, którzy ostatecznie podpiszą kontrakty z siłami zbrojnymi. To oznacza nie tylko znaczące koszty, ale też koncentrowanie energii armii, którą można byłoby inaczej spożytkować, na reklamowaniu służby.

Demografia znacznie pogarsza możliwości rekrutacyjne do armii amerykańskiej

Zmiany demograficzne znacząco pogarszają możliwości rekrutacyjne. Pallas przeprowadza na potrzeby artykułu proste obliczenie. Wiadomo, że Penatgon musi rocznie pozyskiwać ok. 90 tys. ochotników. Baza rekrutacyjna, czyli Amerykanie mający od 18 do 24 roku życia, bo to z tych grup wiekowych pochodzi historycznie gros ochotników, wynosi obecnie ok. 31 mln osób. Z tego ok. 23 %, czyli 7 mln mężczyzn i kobiet, jest w stanie przejść pierwszy etap obejmujący testy sprawnościowe. Z wieloletnich badań socjologicznych wynika też, że w populacji jest średnio ok. 11 %, czyli w przypadku Stanów Zjednoczonych 770 tys. osób, dla których kariera w siłach zbrojnych jest atrakcyjna.

Teoretycznie jest to liczba osób wystarczająca, aby zaspokoić zapotrzebowanie sił zbrojnych. Ale w 2022 roku Pentagon wprowadził nowoczesną elektroniczną platformę dokumentacji medycznej -  Military Health System Genesis, dostępną w ośrodkach rekrutacyjnych Military Entrance Processing Stations, gdzie kandydaci przechodzą drugi etap sprawdzenia, czyli badania lekarskie. Jak relacjonował Army Times, w związku z tym, że zaczął funkcjonować nowoczesny, elektroniczny system wglądu w dokumentację medyczną ochotników nie można już - co wcześniej było częstą praktyką - ukrywać niektórych przypadłości i problemów zdrowotnych. W rezultacie drastycznie spadła liczba tych, którzy spełniają wyśrubowane kryteria rekrutacyjne, bo jeden na 30 chętnych „jest czysty jak łza”. Do tej pory można było się prześlizgnąć przez niezbyt skrupulatne procedury, ale teraz nie jest to już możliwe.

Dlaczego kryzys rekrutacyjny w amerykańskich siłach zbrojnych będzie się pogłębiał?

Jak zauważa Ryan Pallas, jeśli nic się nie zmieni, to kryzys rekrutacyjny w amerykańskich siłach zbrojnych będzie się pogłębiał, choćby dlatego, że tych, którzy chcą wiązać się z wojskiem i spełniają kryteria, jest w całej populacji jedynie, w zależności od sposobu liczenia, od 26 do 72 tys. rocznie. Co można zmienić? Autor artykułu dostrzega trzy opcje. Po pierwsze można dopuścić, aby każdy z rodzajów sił zbrojnych samodzielnie określał wymagania stawiane ochotnikom. Inną opcją jest to, aby częściej niż obecnie Pentagon dokonywał przeglądu wymogów powszechnie obowiązujących i regularnie je zmieniał. Wreszcie trzecim wyjściem jest powołanie „nowej komisji Gatesa”, czyli ciała, które mogłoby zastanowić się nad celowością przywrócenie służby obowiązkowej (komisja Gatesa rekomendowało jej likwidację – MB). Wzrost elastyczności systemu, w opinii Pallasa, jest niezbędny przede wszystkim z tego powodu, że pozycja sił zbrojnych na rynku pracy, które zmuszone są do konkurowania z firmami prywatnymi, będzie się w kolejnych latach tylko pogarszać.

Warto zastanowić się nad tymi tezami, które w praktyce oznaczają albo zmniejszenie wymagań dla chcących służyć w siłach zbrojnych, albo współwystępowanie różnych systemów rekrutacyjnych o zmiennych kryteriach - w zależności od tego, do jakiego rodzaju służby będzie się aspirować. Taki system jest niezwykle trudny w opracowaniu i jeszcze trudniejszy we wdrożeniu. Alternatywą jest wreszcie powrót do prawnego obowiązku służby w wojsku, co rozwiąże problemy rekrutacyjne sił zbrojnych, skokowo zwiększając pulę osób, z których armia może wybierać. Wdrożenie tego systemu pozwoli też armii na przygotowanie się do realizacji tego, do czego została powołana – przygotowania się do misji bojowych.

Sonda
Czy służba wojskowa powinna być obowiązkowa?