• Gotowość do walki różni się między elektoratami: deklaruje ją 56 proc. wyborców PiS, 49 proc. KO, 44 proc. Konfederacji i 36 proc. Nowej Lewicy.
• CBOS pokazuje, że ponad 80 proc. Polaków jest skłonnych wspierać obronność w formie cywilnej, bez udziału w walce z bronią w ręku.
• Po zawieszeniu poboru w 2010 r. młode pokolenia dorastały w przekonaniu, że obrona kraju to wyłącznie zadanie zawodowej armii, co dziś utrudnia budowę powszechnej kultury obronnej.
Deklaracje Polaków zależą od sposobu... zadania pytania
Dr Weronika Grzebalska podkreśla jednak, że wyniki tego rodzaju sondaży należy traktować z dużym dystansem.
– Deklaracje w czasie pokoju a zachowania w kryzysie to dwie różne rzeczy.
Socjolog podkreśla w rozmowie z PAP ogromne znaczenie sposobu zadania pytania. Czyli odwołuje się do metodyki przeprowadzania sondażu. Jeśli ankieterzy pytają ogólnie o gotowość do działania „na miarę swoich możliwości”, chętnych jest znacznie więcej. Jeśli jednak mowa o bezpośredniej walce z bronią w ręku – odpowiedzi twierdzących jest mniej.
Przykład? Badanie GLOBSEC z początku 2025 r. pokazało, że 84 proc. Polaków deklaruje gotowość do obrony kraju. Instytut Gallupa pod koniec 2023 r. odnotował już tylko 45 proc.
– W zależności od tego, jak brzmi pytanie, a nawet w którym miejscu kwestionariusza się pojawia, możemy dostać zupełnie inne wyniki. Dlatego takie szybkie badania na zlecenie mediów częściej sieją panikę moralną, niż dają rzetelną analizę.
CBOS z kolei pokazuje, że ponad 80 proc. Polaków jest gotowych wspierać obronność w formie cywilnej, czyli bez narażania życia – na przykład poprzez działania pomocnicze. Znacznie mniej osób deklaruje gotowość do aktywnej obrony, czyli do zasilenia szeregów Wojska Polskiego. Dr Grzebalska uważa, że ważnym tzw. czynnikiem różnicującym sondażowe odpowiedzi jest płeć respondenta. Z poniedziałkowego (22 września) sondażu wynika, że gotowość do obrony kraju deklaruje 33 proc. kobiet i 54 proc. mężczyzn:
– W Polsce wciąż dominuje męsko-centryczne podejście do obrony. Premier mówi o „zdrowych mężczyznach”, poradniki bezpieczeństwa pisane są w rodzaju męskim. A przecież Konstytucja jasno wskazuje, że obowiązek obrony dotyczy wszystkich obywateli i obywatelek.
Dr Grzebalska zaznacza, że kobiety podlegają obowiązkowi obrony w sytuacjach określonych prawem – jeśli są w rezerwie, złożyły przysięgę czy wykonują zawody przydatne dla wojska, np. lekarki czy tłumaczki. Dla reszty zasady pozostają niejasne.
– Kobiety nie wiedzą, czego się od nich oczekuje. Rzadziej interesują się militariami, nie śledzą wojskowych kanałów czy podcastów. Jeśli chcemy, by były bardziej gotowe, trzeba skierować do nich odpowiednią komunikację. W krajach nordyckich to działa, bo tam każdy wie, że jest częścią doktryny obrony totalnej.

Instytucja armii zawodowej zmieniła podejście młodych do kwestii bezpieczeństwa
Polityczne preferencje również mają znaczenie. Gotowość do walki deklaruje 56 proc. wyborców PiS, 49 proc. sympatyków KO, 44 proc. Konfederacji i 36 proc. Nowej Lewicy.
– Ale to nie jest trwały podział. W historii bywało odwrotnie. Przed I wojną światową to lewica była bardziej proobronna niż prawica. Trendy są zmienne i zależą od kontekstu
Zdaniem dr Grzebalskiej kluczowe jest budowanie powszechnej kultury obronnej. Od zawieszenia poboru w 2010 r. młode pokolenia dorastały w przekonaniu, że wojsko ma być zawodowe, a obywatel ma tylko płacić podatki na utrzymanie zawodowej armii. Czym to skutkuje? A tym, że…
– Wiele osób myśli, że pytanie o obronę oznacza konieczność wstąpienia jutro do wojska. A przecież obrona totalna to także praca w strategicznych branżach, edukacja, troska o bezpieczeństwo domu. To wszystko jest częścią odporności państwa.
Ekspertka w rozmowie z PAP podkreśla, że w Polsce jest stosunkowo wysokie zaufanie do armii. Znacznie większe niż do… polityków i (niestety) mediów.
– Państwo powinno wzmacniać poczucie, że daje obywatelom coś wartościowego – dobrą edukację, opiekę zdrowotną, bezpieczeństwo. Wtedy ludzie będą bardziej gotowi do wyrzeczeń.
Ma radę dla przeprowadzających sondaże. Winni wzorować się na tym, jak przeprowadza się je, choćby, w Finlandii czy Estonii, gdzie ośrodki badania opinii publicznej „od lat używają tej samej metodologii”. Dlatego „potrzebujemy państwowego, dobrze przemyślanego sondażu, a nie przypadkowych badań robionych dla mediów, które szukają klikalnych nagłówków”...
Polecany artykuł: