Polska obrona plot powinna niszczyć prewencyjnie rosyjskie rakiety jeszcze nad Ukrainą?

2024-09-05 8:08

Minister spraw zagranicznych Radosław Sikorski od jakiegoś czasu podziela opinię Wołodymyra Zełenskiego w kwestii użycia (między innymi) polskiej obrony przeciwlotniczej do zestrzeliwania – nad zachodnią częścią Ukrainy – rosyjskich rakiet. Wielu równie zacnych zachodnich polityków nie podziela entuzjazmu naszego ministra. NATO i USA (lub odwrotnie) również nie uważają, by strzelanie z terytorium państwa Paktu do ruskich rakiet lecących nad Ukrainą, to był dobry pomysł. Moim, nic nieznaczącym, zdaniem jest on bardzo zły, bo (obecnie) legitymizowałby rosyjską narrację o tym, że Rosja nie walczy z Ukrainą, ale „kolektywnym Zachodem”.

rakieta hipersoniczna Kindżał

i

Autor: Wikipedia/kremlin.ru

I o tym, najpewniej, minister Sikorski doskonale wie, bo przecież jest szefem polskiej dyplomacji i znawcą Rosji (z osobistymi doświadczeniami z Afganistanu). Dlaczego więc wyskakuje przed szereg? To pewnie on wie. Można byłoby zadzwonić do ministra i spytać o przyczyny takiej bojowej postawy? Czy jednak wypada telefonować do takiego VIP-a? Czy nie odrzuciłby połączenia?

Polska powinna zestrzeliwać rosyjskie rakiety jeszcze nad Ukrainą?

Skoro mowa o „odrzuceniu”. To Zachód (a przede wszystkim USA) odrzuca (jak na razie) usilne prośby Wołodymyra Zełenskiego o wykorzystanie (przede wszystkim) pocisków rakietowych do atakowania celów wojskowych na terytorium Federacji, odległych od kilkaset kilometrów od Ukrainy.

W środowym wydaniu „Gazety Wyborczej”, jej pierwszy wice – Roman Imielski – na początku komentarza stwierdził:

„Słowa szefa polskiego MSZ Radosława Sikorskiego o tym, że Polska powinna zestrzeliwać rosyjskie rakiety jeszcze nad Ukrainą, wpisują się w coraz bardziej jastrzębi głos państw UE w sprawie agresji Putina na naszego wschodniego sąsiada” (na marginesie: swego szefa poparł lewicowy wiceminister Andrzej Szejna).

A na końcu – wymieniając unijnych polityków opowiadających się za zniesieniem „odrzucenia – napisał był:

„To już nie jest europejska nisza, takie głosy są dziś w UE i NATO dominujące. I słusznie. Ukraina potrzebuje wszelkiej pomocy, bo jest ofiarą barbarzyńskiej agresji Putina. Pomocy wszelkiej, szybkiej i bez ograniczeń”.

Garda: ILot – pocisk hipersoniczny

Jak strzelać prawem międzynarodowym w rosyjskie bazy wojskowe?

Otóż szanowny Redaktorze „szybkiej” – jak najbardziej, ale z tą „wszelaką” i bez ograniczeń”, to przesadziłeś. Albo jest to „licencja poetycka”. Przede wszystkim wypada zauważyć, stawiając się w roli zwykłego obywatela, że stosunkowo niedawno dowiedzieliśmy się, że przekazana broń (nie zawsze za darmo, żeby była jasność) nie może być używana wedle woli jej użytkowników. Muszą prosić o zgodę z widocznym skutkiem.

Czy czasem jednym z powodów operacji kurskiej, prowadzonej przez Ukraińców było pokazanie Zachodowi, że sukces byłby większy, gdyby tenże Zachód nie ograniczał inicjatywy SZU? A ją ogranicza, bo przecież, jak nie można strzelać ATACMS-ami w rosyjskie lotniska, to trudno iść dalej, gdy się ma nad głowami wrogie lotnictwo.

Tymczasem Zachód, znaczy się NATO, ustami jego sekretarza generalnego Jensa Stoltenberga, oświadczył był, że Ukraina atakując cele na terytorium Rosji działa zgodnie z prawem międzynarodowym. To duży postęp w postrzeganiu tej wojny przez Zachód. Bo jeszcze nie tak dawno była mowa o tym, że Ukraińcy mogą bić się z Rosjanami tylko w granicach państwa ukraińskiego sprzed 2014 r. Rzecz tylko w tym, że prawem międzynarodowym nie da się strzelać w bazy, skąd prowadzona jest logistyka dla SWO (specjalnej operacji wojskowej).

Czy miszka ma jeszcze zęby i pazury?

Jeszcze przeważają zwolennicy tezy o „niedrażnieniu niedźwiedzia”. To znaczy: lepiej, żeby Ukraińcy nie wchodzili zbrojnie do Rosji, bo to może spowodować „eskalację wojny”. Może, ale niekoniecznie.

Widać to teraz, że Moskwa nie traktuje zajęcia części obwodu kurskiego za coś, co wymaga od niej uruchomienia wszystkie rezerw i przerzucanie machiny wojennej na piąty bieg. Możliwe, że w tej skrzyni nie ma piątego biegu. Możliwe, acz wątpliwe. Owszem, blamaż dla państwa rosyjskiego jest okrutny i nie ma takiego mistrza od propagandy, który zakamuflowałby tę kompromitację. „Eskalacji wojny” z kurskiego powodu raczej nie powinno być, bo z czasem Ukraińcy wycofają się do siebie; albo z konieczności, albo z własnego uznania.

Zupełnie inny przebieg wydarzeń generowałoby ziszczenie się pomysłu Zełenskiego o zaangażowaniu sąsiedzkiej obrony plot… w wojnę. Tak, w wojnę. Choć minister Sikorski lansując (się) z tym poparciem, mówi o „samoobronie”. 2 września w wywiadzie dla „Financial Times” tak tłumaczył:

„Członkostwo w NATO nie uchyla odpowiedzialności każdego kraju za ochronę własnej przestrzeni powietrznej – to nasz własny konstytucyjny obowiązek. Osobiście jestem zdania, że gdy wrogie pociski rakietowe są na kursie wejścia w naszą przestrzeń powietrzną, byłoby aktem uzasadnionej samoobrony (uderzenie w nie), ponieważ gdy przekroczą naszą przestrzeń powietrzną, ryzyko zranienia kogoś odłamkami jest znaczne…”.

Czy są to trafne argumenty?

Skąd pewność, że rosyjska rakieta wejdzie w polską przestrzeń powietrzną?  Może tuż przed granicą zawróci w ukraiński cel, bo tak jej lot zaprogramowano? Fakt. Każda lecąca, dla przykładu, w Lwów, może polecieć dalej. W jakiej odległości od granicy należałoby taką rakietę neutralizować – 5, 10, 30 kilometrów? A jeśli zestrzeliłoby się ją nad Ukrainą, to nie byłoby ryzyka „zranienia kogoś odłamkami”?

Nie ma się co dziwić Zełenskiemu, że wciąż żąda od Zachodu (za)wiele

Przypomnieć należy, że prezydent Ukrainy (Moskwa twierdzi, że nim nie jest, bo skończyła się jego kadencja z początkiem roku) oznajmił (25 lipca), że Ukraina potrzebuje 25 systemów Patriot. Po to, by móc całkowicie „zamknąć niebo” nad Ukrainą i uniemożliwić rosyjskie ataki lotnicze i rakietowe. Mówił też, że Rosja często bierze na cel magazyny gazu w zachodniej części Ukrainy. To jego zdaniem stwarza zagrożenie dla krajów sąsiednich, które mogą zostać bez tego surowca w sezonie grzewczym, więc: „W interesie tych krajów jest pomóc Ukrainie z wykorzystaniem sił obrony powietrznej dla ochrony tych magazynów poprzez zestrzeliwanie rosyjskich rakiet nad terytorium Ukrainy” (cytat za PAP).

W interesie Ukrainy leży większe – niż dotychczasowe – zaangażowanie Zachodu, jej zachodnich sąsiadów, w wojnę. Nie tylko, jak powiadają urzędnicy, „w zakresie materiałowym”, ale i w bezpośrednim zaangażowaniu. Ucichły w mediach rozważania nad tym, czy lub kiedy wojska z państw NATO-wskich pojawią się na Ukrainie. To teraz…

Teraz jeszcze nie. A z pewnością nie w najbliższych miesiącach. Ustępujący sekretarz generalny NATO odrzucił propozycję Zełenskiego, bo jej spełnienie oznaczałoby, że Sojusz „stanie się częścią konfliktu”.

Tak by stało się. Moskwa zdobyłaby do argument do autoryzacji narracji o jej walce z „kolektywnym Zachodem” i tym, że to NATO rozpętało wojnę itd. Co innego zestrzelić ruską rakietę nad terytorium Polski, a co innego, gdy polska rakieta niszczy rosyjską nad Ukrainą. Czy takiej prewencji dałaby wiarę Moskwa? Pytanie retoryczne.

Konsekwencje takiej prewencji mogłyby być różne. Z pewnością Rosja nie mogłaby udawać, że nic się nie stało. Widać Ministerstwo Spraw Zagranicznych RP uważa, że ruski miś nie ma już zębów i pazurów...

Sonda
Uważasz, że Wojsko Polskie winno niszczyć z naszego terytorium rosyjskie rakiety lecące nad Ukrainą?
Listen on Spreaker.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki