Bohaterem to jest dziś dla współczesnych Niemców. Spiskowcy mają w Berlinie swoje muzeum. Niemcy musieli mieć kogoś, kogo mogliby sobie i światu pokazać jako tego, który przeciwstawił się (z setkami innych spiskowców) Hitlerowi. Warto wiedzieć, że kreatorzy zamachu z 20 lipca 1944 r. oraz ogłoszonej w tym dniu akcji „Walkiria” bohaterami tuż po wojnie… nie byli.
Wówczas Stauffenberga uważano w Niemczech za zdrajcę, a za bohatera jego i pozostałych spiskowców uznano dopiero w latach 80. W Polsce zasadniczo nie ma takiego postrzegania, choć coraz częściej formułowane są opinie, że gdyby Hitler zginął od brytyjskiego materiału wybuchowego podłożonego przez hrabiego-pułkownika, to wojna trwałaby znacznie krócej, a pokój na Zachodzie zostałby zawarty jeszcze latem 1944 r. Nim o tym „co by było…”, to teraz teraz skrótowo o akcji przeprowadzonej przez pruskiego (nazistowskiego – uważa m.in. historyk UW, prof. Piotr M. Majewski) oficera, dzisiejszego bohatera Bundeswehry.
ŁADUNEK EKSPLODOWAŁ POD DĘBOWYM STOŁEM O 12:40
Zamachów na Adolfa przeprowadzono lub usiłowano przeprowadzić ponad czterdzieści. W spiskowanie zaangażowana była generalicja i wyżsi oficerowie Wehrmachtu, wierni pruskim tradycjom, ale pozostający bez wątpliwości na służbie nazistowskiej, gdy III Rzesza i jej wódz święcili zwycięstwa. Spiskowcem był również szef Abwehry – admirał Wilhelm Canaris.
Ta grupa (sądy ludowe po zamachu skazały na śmierć 5 tys. osób uznanych za spiskowców) postanowiła, usunąć Hitlera, gdy Rzesza z ofensywy przeszła do defensywy. Kolejna okazja nadarzyła się 20 lipca. Wtedy w kwaterze głównej w Wilczym Szańcu w naradzie z Hitlerem miał uczestniczyć także Heinrich Himmler. Można było więc obu wysłać do piekła. Miał to uczynić hrabia Stauffenberg, który był szefem sztabu armii rezerwowej (taki hitlerowski odpowiednik wojsk wewnętrznych do tłumienia buntów).
O 10:15 on i jego pomocnik Werner von Heaften lądują w Kętrzynie (Rastenburgu). Po kilkunastu minutach są już w Gierłoży (Görlitz). Narada ma zacząć się o 12:30. Okazuje się, że nie w bunkrze Hitlera, ale w letnim baraku. To pierwsza niekorzystna dla zamachowców sytuacja. Jest i druga – nie udaje się uzbroić drugiego ładunku. Trzecia – zdecydowała prawdopodobnie o tym (jak pierwsza), że Hitler przeżył.
Teczkę z bombą, którą postawił hrabia pod stołem, tuż przy Adolfie, gen. Günther Korten, szef Sztabu Generalnego Luftwaffe przesunął za dębowe podparcie stołu. On zginął, Hitler nie. Stauffenberg uznał, że Führera eksplozja rozerwała na strzępy. Tymczasem w strzępy wybuch potargał mu tylko spodnie. Hrabia dał sygnał do Berlina. Centrala spiskowców ogłosiła operację „Walkiria”. Armia rezerwowa miała zająć ważne obiekty strategiczne i ministerstwa III Rzeszy… Akcja nie udała się. Co byłoby, gdyby tak się nie stało?
KONIEC ENDLÖSUNG DER JUDENFRAGE - OSTATECZNEGO ROZWIĄZANIA KWESTII ŻYDOWSKIEJ
Kanclerzem zostaje b. burmistrz Lipska Carl Goerdeler. Udaje się zneutralizować Goebbelsa, Himmlera, Goeringa, Keitla i innych nazistowskich notabli. Goerdeler zgłasza Zachodowi propozycję co najmniej zawieszenia broni, wskazując, że Rzesza nie zamierza kapitulować na Wschodzie, być może nawet proponuję jakąś formę (niekoniecznie bezpośredniego) uczestnictwa w w walce z Sowietami.
Program nowej III (?) Rzeszy jest jasny. Na Zachodzie Niemcy pozostają w granicach z roku 1914. Na Wschodzie – nie zamierzają oddawać tego, co wcześniej zdobyli. Zachód z zadowoleniem przyjmuje decyzję nowego rządu o końcu „ostatecznego rozwiązania kwestii żydowskiej”. Jednocześnie opóźnia likwidację obozów koncentracyjnych, gdyż jest to dla Rzeszy rezerwuar siły roboczej. Poprawiają się warunki bytowania w obozach...
WAFFEN-SS VS. WEHRMACHT
Nie czekając na wynik rozmów pokojowych z USA i Wielką Brytanią, Berlin przerzuca część sił z zamrożonego frontu zachodniego na wschodni. W tym czasie trwa już Powstanie Warszawskie, więc Rosjanie odpoczywają przed Wisłą, a Niemcy nie mają wystarczającej siły, by przejść do kontrofensywy na tym kierunku.
I w tym miejscu zaczyna sypać się plan nowego, pohitlerowskiego rządu. Dla Waffen-SS (ok. 500 tys. żołnierza w tym czasie) to rząd zdrajców. Część tych sił uwikłała się w wewnętrzne walki ze zdrajcami. Reszta dywizji nie uznaje zawieszenia broni ogłoszonego jednostronnie przez Goerdelera i bije się na froncie zachodniej z aliantami i na wschodnim również.
Cały Wehrmacht też nie zaakceptowałby zmiany władzy. Zapewne feldmarszałek Erich von Manstein powórzyłby Stauffenbergowi to, co miał mu powiedzieć wiosną 1944 r., gdy hrabia kaperował go do grupy spiskowej: pruscy generałowie nie wszczynają buntów! Pewnie nie byłbym jedynym wiernym tej zasadzie...
ROOSEVELT POZOSTAJE WIERNY WUJASZKOWI JOE
Powstanie Warszawskie trwa, czeka na amerykańską pomoc, ale tej nie ma, gdyż prezydent Franklin Delano Roosevelt nie zamierza pertraktować z rządem Goerdelera, bo przestrzega ustaleń teherańskich. A Teheranie (28 listopada 1943 – 1 grudnia 1943 r.) uzgodniono, że Europa będzie podzielona na dwie strefy wpływów: amerykańską i sowiecką.
Rząd niemiecki wciąż zachęca USA do zawarcia pokoju szermując bolszewickim zagrożeniem. Do Roosevelta to nie trafia, bo wokół siebie ma całą rzeszę agentów NKWD. Począwszy od wiceprezydenta (Henry Agard Wallce) po asystenta szefa OSS, przodka CIA (Dunkan Chaplin). Sam Roosevelt pozostaje pod czarem Sowietów. Wątpił, że zbrodnia katyńska jest ich dziełem, Stalina nazywał wujaszkiem Joe itd.
Robił to po to (zakładając, że nie był tzw. pożytecznym idiotą), by pozyskać ZSRR do wojny z Japonią. Takiego wsparcia nie mogli mu zapewnić Niemcy Stauffenberga i Goerdelera i dlatego plany nowej III (?) Rzeszy i krucjaty antybolszewickiej (z mniejszym lub większym wsparciem Zachodu) okazały się nic nie warte...
WOJNA W EUROPIE SKOŃCZYŁABY SIĘ SZYBCIEJ
Takie byłby efekty udanego zamachu na Hitlera i zmian implikowanych tym sukcesem. Należy zgodzić się z tezą, że udany zamach skróciłby wojnę.
Tak, Rosjanie byliby pod Berlinem kilka miesięcy wcześniej, bo siła obronna Rzeszy byłaby znacząco osłabiona przez walkę wewnętrzną i to nie polityczną, ale – jak to się dziś mawia – kinetyczną. Osłabione takimi walkami Waffen-SS nie stawiałoby Armii Czerwonej takiego oporu, jak w realnych wydarzeniach. Czy przez to, że wojna byłaby krótsza zginęłoby mniej ludzi? W obozach koncentracyjnych – prawdopodobnie tak; nie byłoby już planowego ludobójstwa. Na froncie? Niekoniecznie mniej.
Niemcy straciłyby to, co zyskały w wyniku agresję na Polskę i to, co Stalin przekazałby jej w charakterze tzw. rekompensaty za zaanektowane w 1939 Kresy. W procesach norymberskich, w ławach oskarżonych zasiedliby zwycięzcy spiskowcy. Wielu z nich byłoby sądzonych za czyny dokonane przed 20 lipca 1944 r. W alternatywnej sytuacji Niemcy poniosłyby klęskę jeszcze większych rozmiarów niż stało się to faktycznie.
W całokształcie oceny przywódcy udanego spisku, z płk. Stauffenbergiem włącznie, uznani byli za zdrajców i całkiem prawdopodobne byłoby, że w latach 80., a może nawet i teraz, byliby przez Niemców tak postrzegani, jak postrzegany jest przez Polaków ostatni król Rzeczpospolitej – Stanisław Poniatowski.
Oczywiście, jak to bywa w tzw. historii alternatywnej, ta wersja wydarzeń nie jest jedną z możliwych do zaistnienia, ale – sądzę – najbardziej prawdopodobną.