Portal Ważnyje Istorii (Ważne Historie) i również rosyjski Conflict Intelligence Team (niezależna organizacja śledcza prowadząca otwarte analizy dotyczące działań wojsk rosyjskich) przyjrzały się przebiegowi mobilizacji. Ci – wg rosyjskiego prawa agenci zagraniczni – wyliczyli, że w większości regionów FR obowiązuje zasada: im biedniejsza ludność żyje w regionie, tym bardziej był on dotknięty mobilizacją. Nie tylko dlatego, że poddani pokornie słuchają carskich ukazów. Również dlatego, że służba w wojsku, nawet teraz, może stanowić dla nich odskocznię do awansu społecznego. Minister obrony Siergiej Szojgu obiecał, że do armii zostanie powołanych maksimum 1,1 proc. tzw. zasobów mobilizacyjnych. WH i CIT, po analizie, stwierdzają, że w 23 z 26 regionów ta bariera została przekroczona. Z regionu pskowskiego (średni dochód na mieszkańca to 32 tys. rubli miesięcznie) karty powołania wydano 2 tys. mężczyzn (to 1,86 proc. zasobów rezerwy), a w takim kałmuckim (22 tys. rb – średni miesięczny dochód) na wojnę ma iść co prawda „tylko” 1000 poborowych, ale stanowi to 2,2 proc. rezerwy. Z regionu Moskwy (93 tys. rb) mobilizacja objęła 0,73 proc. rezerwy. A z krasnojarskiej obłasti (40 tys. rb) aż 5,3 proc.
„Ta nierówna mobilizacja doprowadzi do jeszcze większego wzrostu śmiertelności mężczyzn w najbardziej dotkniętych regionach” – czytamy w opracowaniu". Według analityków CIT zabitych i rannych wśród zmobilizowanych będzie więcej niż w regularnej, kontraktowej armii. „Biorąc pod uwagę ogólnie niski poziom wyszkolenia – chociaż niektórzy rzeczywiście są przeszkoleni, ale niektórzy są wysyłani na front bez szkolenia – oznacza to, że straty będą większe” – uważają eksperci. „Ci ludzie nie są przeszkoleni, nie są odpowiednio wyposażeni, nie zostali przeszkoleni w walce, większość z nich nie ma doświadczenia bojowego. Nie mają jasnego dowództwa, bo cały sztab dowodzenia też będzie ze zmobilizowanych. Dla tych 300 tys. należałoby znaleźć 30 tys. stałych oficerów służących…” – podkreślają raportujący. Dodajmy, że problemem (Sił Zbrojnych FR) jest nie tylko niska wartość bojowa żołnierza z częściowej mobilizacji, ale także co najmniej niewystarczające jego wyposażenie. Kadry z filmików, w których rodziny przekazują, przez ogrodzenie, jedzenie wojakom, miłośnikom historii coś przypominają.
Podczas II wojny światowej Armia Czerwona żywiła się tuszonką. Rzecz w tym, że ta swinaja tuszonka nie była wytwarzana z sowieckich wieprzków. Była ona produkowana w USA. I jako taka była dostarczana (od 1942 r.) do ZSRR w ramach wsparcia sojuszniczego, a dokładniej dostaw Lend-Lease. Carski/sowiecki/rosyjski żołnierz rzadko kiedy mógł/może poczuć się najedzonym. Problem w armii zawsze była korupcja. Zbliża się zima, a tu niedawno okazało się, że z magazynów wojskowych wyparowało ponad milion mundurów zimowych. Wiedzieliście, że aż do roku 1870 carska armia nie miała… koszar? Że wojsko stacjonowało „gdzie popadnie”? Przez dekadę armię reformował gen. Dmitrij Milutin. Dzięki tej reformie wojsko mogła kwaterować w koszarach i otrzymało prawo, uwaga, uwaga, do jednego posiłku dziennie! Teraz wojsko ma się lepiej, bo dostaje trzy razy dziennie jeść, najczęściej kaszę z różną omastą. Czy mobilizacja przyniesie efekty, których oczekuje Kreml z Putinem na czele? A może rację miał Otto Bismark uważający, że „Rosja nigdy nie jest tak słaba, ani tak silna na jaką wygląda”?