Nie będzie rzucania zdobytych
ukraińskich sztandarów na bruk Placu Czerwonego. Nie będą nad nim, 9 maja, latały wojskowe samoloty. Prawdopodobnie będzie zaprezentowana najlepsza broń, jaką mają Siły Zbrojne Federacji Rosyjskiej, a której albo nie mają, albo mają za mało na froncie „specjalnej operacji wojskowej. Nie będzie też na honorowej trybunie przywódców państw, których siły zbrojne przed laty uczestniczyły w rozgromieniu Rzeszy Wielkoniemieckiej. Z tego co zapowiadali organizatorzy jedyną głową państwa, która zasiądzie w honorowym miejscu będzie prezydent… Krigistanu. Jeśli ktoś uważa, że wszyscy inni ważniejsi od Sadyra Dżaprowa (w niczym mu nie umniejszając) zbojkotowali propagandowe wydarzenie, co roku, każdego 9 maja odgrywane na Placu Czerwonym, to się myli. Znaczy się: tak uważa Putin i rosyjski resort obrony – tradycyjnie odpowiedzialny za organizację i przebieg Parady Zwycięstwa.
W tym przekazie namieszały
ostatnio służby prasowe Kancelarii Prezydenta FR. One to po tzw. ataku dronów na Pałac Senacki na Kremlu w komunikacie zapodały, że to robota Ukraińców, której celem był nie tylko sam Putin, ale i… Parada Zwycięstwa. Ów – wg rosyjskiego punktu widzenia – terrorystyczny atak miał zdezorganizować paradę, którą miało obserwować… wielu zagranicznych przywódców. Tymczasem przed tym zdarzeniem tłumaczenie Rosjan miało się zupełnie inaczej i brzmiało mało przekonująco. Prorządowe media informowały: „Ponieważ rocznica zwycięstwa w Wielkiej Wojnie Ojczyźnianej w 2023 r. nie jest okrągła, szefom obcych państw nie wysłano formalnych zaproszeń na obchody. Tak zwykle dzieje się przy okazji rocznic – na przykład w 1995 roku do Moskwy przyjechali przywódcy 65 państw, w 2005 roku – 53 państw. Później liczba uczestników zmniejszyła się i przyjeżdżają głównie przywódcy państw zaprzyjaźnionych z Rosją…”. W 2022 r., po inwazji na Ukrainę 9 maja w Moskwie nie było ani jednego zagranicznego przywódcy. Kreml „po prostu postanowił nie zapraszać gości”
Paradę będą podziwiali Rosjanie
zasiądą na trybunach honorowych i przed telewizorami. Na Placu Czerwonym wielu zasłużonych i niewielu weteranów zwycięstwa nad III Rzeszą. Więcej będzie weteranów SOW (specjalnej wojskowej operacji). Trybuny (lewa, prawa i środkowa) na Placu Czerwonym mogą pomieścić, zapewniają organizatorzy, ponad 6,8 tys. widzów. Zaczęto je montować 22 kwietnia. Prawa trybuna pomieści 3250 osób; 20 zostanie przeznaczonych dla niepełnosprawnych. Lewa trybuna ma miejsca dla 3410 gości. Na środkowej zasiądzie 150 weteranów i gości honorowych plus Putin. Uczestnicy SOW oraz 10 tys. innych żołnierzy przemaszerują przed Putinem i Dżaprowem oraz innymi osobami, które władza zaprosiła na honorowe trybuny.
W każdym większym mieście
przed epidemią, 9 maja organizowano parady zwycięstwa. Zaraza zlimitowała obchody, a teraz dzieje się to za sprawą wojny. Już pod koniec kwietnia było wiadomo, że władze w sześciu regionach Rosji odmówiły przeprowadzenia defilad wojskowych i fetowania w tradycyjnym stylu Dnia Zwycięstwa. Tam, gdzie nie zrezygnowano z tradycji, postawiono – jak np. w Woroneżu – że feta będzie skromna, bez fajerwerków i całego tego, rosyjskiego paradnego przepychu. Powodem rezygnacji ze świętowania była nie tylko skromność i gospodarność lokalnych władz. W FR nie ukrywa się, że w regionach graniczących z Ukrainą paradowania nie będzie ze względów bezpieczeństwa. Tam władza boi się, by święta nie popsuli im Ukraińcy.
Jednym z pierwszych regionów, który ogłosił odmowę zorganizowania parady był Krym. 12 kwietnia tamtejsza rosyjska władza przyznała, że czyni to ze względów bezpieczeństwa. Tydzień później Sewastopol (mieści się tu od dawien dawna baza floty wojennej FR) poinformował, że Ministerstwo Obrony postanowiło nie organizować parady w mieście, a władze regionu obiecały opracować organizację imprez świątecznych „w innym formacie”. Nie wiadomo jeszcze, czy okolicznościowe parady zorganizują ludowe republiki, niezależne rzecz jasna, czyli doniecka i ługańska.
Jednak w większości miast w FR
sowiecko-rosyjskiej tradycji stanie się zadość. Będzie więc czas defilad i pobrzękiwaniami medalami na okoliczność 78. rocznicy zwycięstwa nad niemieckim faszyzmem. Najważniejsza jest jednak parada moskiewska. Wszystkie inne są w jej cieniu. Od 1945 do 2021 r., z przerwą na wojnę w Afganistanie, Sowieci, a potem Rosjanie, mogli autentycznie cieszyć się z tego, że są potęgą militarną i kto im wejdzie w paradę, tego oni zmiotą. Trochę im w tym postrzeganiu własnej siły zamieszała Ukraina i wspomagające ją państwa. Rosjanie, jak wcześniej Sowieci, potrafią organizować ekstra widowiskowe parady wojskowe (może tylko III Rzesza miała je na podobnym poziomie). Potrafią też doskonale zakamuflować rzeczywistość i to, co było i jest w niej niekorzystnego z imperialnego punktu widzenia.
Będzie więc o tym, że Rosja broni pokoju, walczy z nazizmem i zmową wrogich jej państw będących na pasku USA i temu podobne bajdurzenie. Nie należy jednak spodziewać się, by w świątecznym przemówieniu Władimir Putin wskazał datę ostatecznego zwycięstwa ruskiego mira nad natowsko-nazistowskim światem. Swoją drogą: ciekawe, czy prezydent FR też będzie miał (w swoich pałacach) próbę generalną wystąpienia? Bo oficjalną próbę Parady Zwycięstwa zapowiedziano na dwa dni przed premierą. Dopiero 11 maja Plac Czerwony zostanie odblokowany stanie się pod dwóch tygodniach dostępny znów dla turystów i innych cywilów…