W lipcu tego roku Hamas, po raz pierwszy przedstawił Palestyńczykom swój arsenał. Można stwierdzić, że urządził wręcz defiladę. Miał co pokazywać, zważywszy, że nie jest armią regularną, bo taką jest Armia Wyzwolenia Palestyny (utworzona w 1964 r.) Dziś niewiele o nie słychać. Z danych Global Securite (z 2018 r.) wynika, że liczy sobie ok. 6 tys. żołnierzy.
Zatem Hamas chwalił się nie tylko kałachami, z którymi stereotypowo kojarzy się Arabów ścierających się z Izraelem. Brygady Az ad-Din al-Kassam (tak się nazywał arabski szejk i wojskowy, dowódca Arabskiej Armii Wyzwoleńczej, żyjący w latach 1882-1935) zaprezentowały pełen wachlarz uzbrojenie. Defilada była to bez broni pancernej (teraz już mają jeden, zdobyczny - choć nie na chodzie) i załogowego lotnictwa. Hamas zaserwował przegląd: od broni strzeleckiej przez drony po rakiety. W większości tzw. lokalnej produkcji, ale pokazano także broń zagraniczną m.in. rosyjskie przeciwpancerne ręczne granatniki, w tym i te rażące cele laserowo naprowadzanymi pociskami 9M133 Kornet, na które – jakoby – nie ma obecnie mocnego pancerza.
Czy tak jest, to będzie można dowiedzieć się wówczas, gdy armia izraelska rozpocznie lądową ofensywę przeciw Hamasowi. Dotychczas Izraelczykom niemałe straty w ludziach i materialne Brygady zz ad-Din al-Kassama zadały dronami i rakietami. Mają być one produkowane w Palestynie na podstawie technologii irańskich (Teheran zaprzecza) i za pieniądze Kuwejtu (milczy). Lokalnej produkcji mają być drony kamikadze Szihab wykorzystane już w misjach bojowych. Między innymi w ataku na izraelską rafinerię gazu w pobliżu północnej Strefy Gazy, w maju 2021 r.
Nim jednak do takich ataków dojdzie, z użyciem dronów bojowych lub/i rakiet, to teren ataku rozpoznawany jest przez „wyprodukowane w kraju drony inwigilacyjne Al-Zawari” – jak to napisano na jednym plakatów propagandowych kolportowanych na terenach kontrolowanych przez Hamas. Nie można zapominać o tym, że na uzbrojeniu Hamas ma to, czego nie ma Izrael: samobójców gotowych wysadzić w powietrze siebie i jak najwięcej Żydów.
Dumą Brygad Az ad-Din al-Kassam i Palestyńczyków popierających Hamas są rakiety, też – jak głoszą te plakaty – lokalnej produkcji, czemu wiary nie daje Izrael, gdyż uważa, że te rakiety „są najwyraźniej produkowane w Iranie”. Hamas dysponuje także artylerią rakietową Grad, ale rakietami o największej sile uderzeniowej i zasięgu są dwie rakiety: Ajjasz 250 i A 120. Liczby wskazują, jaki zasięg mają (wg Hamasu) te pociski.
O ile te rakiety wyglądają jak rakiety, to te dziesiątki tysięcy, które Hamas posłał już przez lata w Izrael, to samoróbki. Metalowa rura, wywiercone dysze do odprowadzania gazów, stateczniki, szpic aerodynamiczny z blachy, napęd na paliwo stałe domowej roboty z powszechnie dostępnych składników. W taką konstrukcję wkłada się 10 kg materiału wybuchowe, zapalnik uderzeniowy i jest już gotowa rakieta do odpalenia. Poleci nawet i 10 km. Trochę gorzej z celnością, ale jak się wypuści w jednym czasie kilkaset czy tysiąc, to któraś trafi w cel, a wszystkich i tak nie przechwyci Żelazna Kopuła.
Przy takich rakietach niesterowane rakiet Grad, strzelane częściej z zaimprowizowanych stanowisk niż wyrzutni wieloporowadnicowych montowanych, jak rosyjski konstruktor przykazał na ciężarówkach, są wręcz precyzyjne.
Jak to napisano w jednym z izraelskich portali: „Już sam fakt, że rakieta Grad jest produkowana w uporządkowanej fabryce, a nie na tokarce Ahmeda, wpływa na jej zasięg i celność. Jej głowica waży około 20 kilogramów, a zasięg rakiety dochodzi do 30 kilometrów”.
Albo jeszcze jeden cytat: „Izrael ma IDF, a IDF (Izraelskie Siły Obrony - red.) ma naprowadzane pociski o nazwach takich jak „Hellfire” i „Crow” oraz bezzałogowe statki powietrzne, które zbierają informacje z powietrza. Po drugiej stronie granicy działa grupa terrorystów, którzy produkują rakiety z cukru i nawozów” i taką bronią biją w Izrael, sprawiając, że setki tysięcy ludzi na dźwięk alarmów kryją się w schronach.
Poprzednia wojna z Hamasem (w maju 2021 r.) trwała 11 dni i Palestyńczycy używali uzbrojenia jak wyżej zostało wymienione. Nie wiadomo, jak długo potrwa ta i czy będzie ona ostatnią, czy po nie będą następne.
Z Izraela płyną wieści, że armia może całkowicie zająć Strefę Gazy. To całkiem możliwe, skoro przeprowadzono wielką mobilizację. „Chociaż jesteśmy małym krajem, liczącym zaledwie około 9 mln mieszkańców, przeprowadziliśmy w ostatnich dniach mobilizację na miarę Stanów Zjednoczonych; w Izraelu nie ma żadnej rodziny, z której ktoś nie zostałby wezwany do wojska” – poinformował (11 października) w rozmowie ze stacją CNN mjr Doron Spielman, jeden z rzeczników izraelskiej armii.
Czy 10 tys., 20 lub nawet 30 tys. wyszkolonych bojowników powstrzyma etatatową armię wzmocnioną przez 300 tys. rezerwistów powołanych pod broń? Tym bardziej, że w Izraelu powstaje rząd jedności narodowej, czy dochodzi do konsolidacji zwaśnionych sił politycznych, co źle wróży Hamasowi...